czwartek, 27 czerwca 2013

Fall for owl

Pewnie trudno Wam w to uwierzyć, ale już pierwszego dnia lata zaczęłam odliczać dni do jesieni. Nigdy nie przepadałam za latem, bo od zawsze kojarzyło mi się z samotnymi wakacjami w domu,  gdy dzień niewiele różnił się od kolejnego dnia. Jesień kochałam i kocham, bo to pora roku najbardziej rozbudzająca wyobraźnię, najbardziej obfitująca w kolory, zapachy i... mroczne tajemnice. W tym odliczaniu od kilku lat pomagają mi kampanie promujące jesienne kolekcje,  pojawiające się już pod koniec czerwca.

Kampania Mulberry należy do tej kategorii, które lubię najbardziej - podszytych listopadowym klimatem mroku. Dodatkowo połączono w niej siły nadprzyrodzone dwóch wielkich osobowości świata mody - Tima Walkera - fotografa, który za każdą sesją tworzy nową rzeczywistość i Cary Delevingne, "It girl" - od kilku sezonów. Jednak głównym bohaterem tych zdjęć, przyćmiewającym nawet kultową "Alexę", są niewątpliwie sowy.


Nie mam pojęcia, czy są prawdziwe, wypchane czy wygenerowane komputerowe. Wygladają na prawdziwe, a prawdziwe sowy zawsze budziły we mnie strach. Wyjątkiem jest przemądrzała sowa z "Kubusia Puchatka", ale ona nie była prawdziwa. Pohukiwanie sów zawsze docierało do mnie w okolicach cmentarzy i to skojarzenie nierozerwalne. Jednocześnie to jeden z bardziej fascynujących ptaków i jesli uda mi się kiedyś napisać powieść dziejącą się na granicy światów, sowa będzie istotnym bohaterem. Z punktu widzenia mody, sowa jest trendy od wielu sezonów. Byle kawałek metalu w kształcie sowy osiąga ceny nieporównywalne z jego wartością. Sowy moszczą się na swetrach, topach, butach i postach modowych blogerek.

Na koniec i na zachętę nadchodzącej jesieni, jeden z moich ukochanych kawalków grupy Hey:
Źródło zdjęć: FGR

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Modne książki na wakacje


Read all about this

Wakacje to ten czas, kiedy chętniej sięgamy po książkę - w samolocie, na malowniczej plaży, czy po górskich wędrówkach. Bywa też tak, że książka to całe wakacje, jakie mamy. W związku z tym postanowiłam, że wyszukam dla Was ciekawe pozycje wydawnicze. Dziś, na pierwszy ogień idą książki kobiece - mniej lub bardziej powiązane z modą. Mam nadzieję, że coś Was zainteresuje.

1. Młodzież PRL. Portrety pokoleń w kontekście historii - Hanna Świda-Ziemba - autorka opowiada o tym, jak żyła młodzież w latach 1949–1980, o dojrzewaniu, pracy i zabawie w PRL-u. Książka pod wieloma względami burzy stereotypowy obraz lat komunizmu budowany przez media zwłaszcza w ostatnich latach.

2. Kocham Nowy Jork - Isabelle Lafleche - Catherine, trzydziestoletnia prawniczka z Paryża, rozpoczyna pracę na Wall Street w nowojorskim oddziale swojej firmy. Szybko przekonuje się, że biurowe życie pełne jest dworskich intryg. Złośliwe zlecenia koleżanek z pracy, drobne wpadki, podejrzane spojrzenia - we wszystkich kłopotach nie zawodzi jej optymizm i perfumy Diora w torebce. Kocham Nowy Jork to dynamiczna, wciągająca opowieść o nowoczesnej kobiecie, która zdobywa wielki świat. Książka Lafleche  to jednocześnie zabawny i przenikliwy portret życia największych graczy na scenie Manhattanu. Kanadyjska pisarka ukazuje kulisy Wall Street - miejsca intryg i nieczystych zagrań. "Dziennik Bridget Jones", " Ally McBeal ", "Seks w wielkim mieście" - wszystko, co w nich najlepsze, znajdziemy w tej książce.

3. Lekcje Madame Chic. Opowieść o tym, jak z szarej myszki stałam się ikoną stylu - Jennifer L. Scott - Jennifer Scott odkrywa sekrety życia francuskiej rodziny mieszkającej w ekskluzywnej szesnastej dzielnicy w Paryżu. Lekcji stylu udziela jej sama Madame Chic, a co najważniejsze - wcale nie są one takie trudne. Jennifer przyjechała do Paryża jako Kalifornijka, wróciła do Kalifornii jako Paryżanka. Dwadzieścia prostych rad i wskazówek wystarczyło, by nauczyć się żyć a la francaise.  

4. W pogoni za torebką - Michael Tonello - Która z nas nie marzy o tym, żeby wyglądać jak gwiazda filmowa, nosić ubrania od najlepszych projektantów, budzić podziw mężczyzn i innych kobiet? Carrie Bradshaw z "Seksu w wielkim mieście" do szczęścia potrzebowała butów od Manolo Blahnika, diabeł ubierał się u Prady, natomiast Victoria Beckham, Sharon Stone czy Naomi Campbell potrafiły wydać fortunę na torebkę o wdzięcznej nazwie BIRKIN.Torebka mrocznym przedmiotem pożądania? Torebka, która kosztuje tyle co mały samochód? To szaleństwo! A jednak. Co więcej, trzeba na nią czekać nawet dwa lata! Lista oczekujących jest długa, a sprzedawcy nieubłagani. Wielki świat, wielka moda, wielka ściema. Choć Michael nigdy wcześniej nie słyszał o torebce Birkin, szybko zorientował się, że wielu chciałoby ją mieć, ale niewielu może ją kupić. Postanowił przechytrzyć marketingowe sztuczki świata mody i obmyślił formułę, dzięki której był w stanie kupić kilka birkinek w jeden tydzień i sprzedać je tym, którzy o nich marzyli. Przy okazji dowiedział się wiele o ludzkiej naturze: jak łatwo nas omamić, wzbudzić w nas sztuczne potrzeby, przekonać, że nowa torebka lub buty są gwarantem naszego szczęścia.
5. Zgaga - Nora Ephron - Niezwykle smakowita powieść, lekka jak suflet i aromatyczna jak najlepszy winegret. Czy można napisać powieść, która rozśmiesza do łez, chociaż opowiada o rozpadzie idealnego małżeństwa? "Zgaga" jest najlepszym przykładem na to, że owszem. Tworząc tygiel zdrady, zemsty, terapii grupowej, garnków, talerzy i duszonego mięsa, specjalistka od czarnego humoru przypomina nam, że podstawą każdej komedii, szczególnie romantycznej, są męki duszy i ciała... Ciężarna Rachel Samstat przypadkiem odkrywa, że jej mąż kocha inną. Niestety fakt, że rywalka jest wysoka jak wieża, ma szyję jak żyrafa i nos jak trąbę słonia niespecjalnie ją pociesza. Ucieczki szuka za to w kuchni, gdzie realizuje przepisy z książek kucharskich własnego autorstwa. Czy Rachel uda się uratować małżeństwo? Nora Ephron to reżyserka, scenarzystka i pisarka. Ma w swoim dorobku kilkanaście filmów, w tym "Kiedy Harry poznał Sally" (scenariusz), "Bezsenność w Seattle", "Masz wiadomość" (reżyseria), trzykrotnie nominowana była do Oscara. "Zgaga" była jej pierwszą książką. Zekranizowana w 1986 roku przez Mike'a Nicholsa, w rolach głównych wystąpili Meryl Streep i Jack Nicholson.

6. Prada. Obyczajowy fenomen - Gian Luigi Paracchini - Włochy, Mediolan, rok 1977. Spotkanie dwojga ludzi. On - Patrizio Bertelli - przedsiębiorca i wulkan pomysłów. Ona - Miuccia Prada - wytworna signorina, spadkobierczyni rodzinnej firmy i walcząca feministka. Nić porozumienia związała ich zarówno na gruncie zawodowym, jak i prywatnym.
Obecnie Prada to coś znacznie więcej niż dochodowa firma. To także symbol koncepcyjnego stylu, który przełamał dotychczasowe kanony estetyczne, stworzył nowe trendy i odcisnął piętno na modzie. W niezwykłej książce Paracchini analizuje kluczowe etapy tego fenomenu: od powstania firmy przez jej rozkwit i ekspansję po ślubie Miucci z Bertellim aż po osiągnięcie pozycji uznanej marki eksperymentującej w tak
różnych dziedzinach, jak sztuka, architektura i regaty żeglarskie.
A co z parą głównych bohaterów? Pośród niezliczonych sukcesów i nielicznych porażek Miuccia Prada i Patrizio Bertelli stanowią epicentrum tego uniwersum. Pod wieloma względami ich historia sprawia wrażenie zaczerpniętej wprost z kart powieści.

niedziela, 23 czerwca 2013

Resort 2014 - Chloe

Okres, w którym pojawiają sie kolekcje resortowe, coraz bardziej przypomina kolejny fashion week, a same kolekcje mają coraz większe znaczenie. Wciąż jednak ich pokazy pozostają wydarzeniem bardziej intymnym od pełnych sezonowych kolekcji. "Lookbooki" resortów są z sezonu na sezon coraz bardziej imponujące. Choć wciąż najważniejsze są ubrania, można odnieść wrażenie, że projektanci przywiązują coraz większą wagę do ich oprawy. To już nie są zdjęcia anonimowej modelki na tle pospolitej, bielonej ściany. Coraz częściej kolekcje resortowe to nie propozycja wakacyjnej garderoby, ale konkretna historia opowiedziana ubraniami, wizja kobiety takiej, a nie innej. Może mi się wydaje, ale kolekcje resortowe wyglądają na bardziej "do noszenia" od zaraz niż te z tygodni mody w Nowym Jorku, Londynie, Mediolanie czy Paryżu. Mniej tu pustego artyzmu, sztuki dla sztuki, więcej praktycznych rozwiązań i wygodnej estetyki.

Na podstawie publikacji na blogach stwierdzam, że jedną z najpopularniejszych kolekcji resortowych na rok 2014, do których się wzdycha jest kolekcja Chloe:
Można się zrelaksować tylko od patrzenia na zdjęcia poszczególnych stylizacji. Uporządkowany luz w dobrym stylu. Projektantka - Clare Waight Keller twierdzi, że w tych fasonach nie tylko modelka będzie się świetnie prezentowała, ale mam wątpliwości.  Najważniejszym elementem kolekcji zdają się być spodnie - jedne przykrótkie, inne zdecydowanie za długie, ale zawsze szerokie. Skinny nie wpisują się w wizję Chloe i to wcale nie od tego sezonu. Nie każda kobieca sylwetka będzie prezentowała się dobrze w pokazanych projektach, jednak niezależnie od sylwetki każda z nas może sobie coś dla siebie z resortu Chloe wyciągnąć, choćby stonowaną kolorystykę. Nie mogę przemilczeć faktu, że po raz kolejny mamy  do czynienia z klapkami kojarzącymi się z Birkenstockami. Ja zdania nie zmieniam - Może to i "haj faszyn", ale musiałabym dysponować małymi i ponadprzeciętnie wąskimi stópkami, żeby wyglądać i czuć się w takich cichobiegach komfortowo. Tak czy inaczej, kolekcja udana.








Źródło zdjęć: style

piątek, 21 czerwca 2013

Congrats MISBHV?

Tak, to ta chwila. Polscy projektanci zaczęli inspirować sieciówki. Jaskółką nowego trendu nie jest jednak Zień, a nawet Kupisz, ale przebojowe MISBHV. Nie ma się co dziwić, skoro ubrania projektu dziewczyn noszą nie tylko blogerki, ale i gwiazdy, jak Rihanna, czy Cara Delevingne. W sieci mają status kultowych. Za słynną bluzę "Team Paris" wziął się CUBUS:


Zdjęcie pochodzi z profilu MISBHV na Facebooku

Cóż mogę powiedzieć? O bluzie MISBHV wciąż marzę, ale nie skusiłabym się na "cubusową" (nie bójmy się tego slowa) podróbkę. Różnica pomiędzy ceną sieciówki (podobno 149zł), a MISBHV(190zł) jest niewielka, bo choć ciuchy tej marki noszą najbardziej trendy postacie popkultury wciąż ich ceny są w sieciówkowym zasięgu.

środa, 19 czerwca 2013

Pora na wyprzedaże

Summer sale 2013
To ten czas w roku - letnie wyprzedaże, czerwcowe Boże Narodzenie. Rozkręcają się powoli, a na najcenniejsze okazje trzeba będzie się jeszcze zaczaić, ale już teraz warto przygotować sobie litanię życzeń, którą skonsultujemy ze zdrowym rozsądkiem. Nie będę Wam tym razem udzielać żadnych rad. Po prostu podzielę się efektem moich konsultacji. Z jednej strony, pierwszy raz dane mi będzie przeżyć wyprzedaże na własnej skórze, nie wirtualnie. W moim mieście niedawno otwarto galerię, a w poprzednich sezonach nigdy nie chciało mi się jechać na wyprzedażowe łowy do Torunia czy Bydgoszczy. Z drugiej zaś, nie mogę cieszyć się wyprzedażami tak, jakbym chciała. Nie mogę pozwolić sobie na choćby delikatne szaleństwo, bo całkiem niedawno,  z dnia na dzień i nie w najbardziej kulturalny sposób mój pracodawca podziekował mi za współpracę. I choć chciałoby się pocieszyć się jakims fajnym zakupem, to kto wie, kiedy znajdę nową pracę.

Tak więc, przejrzałam swoją szafę, modowe blogi, magazyny i wiem, czego szukam:

1. Maxi sukienka w ananasy z H&M - zachwyciła mnie na zdjęciu w jakiejś gazecie, ale muszę zobaczyć ją na żywo, a przede wszystkim poznać jej skład. Polyester automatycznie wyrzuca ją z mojej listy. Bawełna, czy wiskoza zbliżają do zakupu. Nie jestem przekonana do wykończenia wokół szyi, ale te ananasy strasznie mnie korcą.

2. Dżinsowa koszula - Tu nie mam określonej metki. Całkiem fajne widziałam w Stradivariusie, z cienkiego elastycznego dżinsu, na jakim mi zależy, ale 99,90 to trochę za drogo. Widziałam nieskończoną ilość świetnych stylizacji z dżinsową koszulą. Nie wiem, dlaczego jeszcze jej nie mam.

3. Dżinsy - Po tym, jak schudłam o 2 rozmiary, zostałam się bez idealnych dżinsów. "Skinny" już mi się przejadły i marzę o "boyfriendach". Szukam też fajnych szortów, niekoniecznie dżinsowych. Najważniejsze, żeby były uniwersalne i by zakrywały całą pupę, niezależnie od pozycji baletowej, jaka mi się w danej chwili zamarzy.

4. Coś białego - Myślałam o butach, ale szybko dałam sobie spokój. W mojej pracy doprowadziłam swoje paznokcie do takiego stanu, że długo jeszcze nie będzie można  odsłonić ich przed światem. Dość powiedzieć, że jeden palec jakiś czas w ogóle pozbawiony był paznokcia, który w tej chwili pomału sobie odrasta. Tego lata muszę zapomnieć o japonkach, sandałkach i innych modelach z odsłoniętym palcem. Najwygodniejsze okazały się zwykłe tenisówki za niecałe 20 zł. Dobra wiadomość jest taka, że tenisówki są w tym sezonie trendy nad trendami.

5. Dodatki - Z racji okrojonego budżetu nie pojadę w tym roku nad morze (i tak kocham je najbardziej jesienią), a kwiatek we włosach daje miłą  iluzję egzotycznych wakacji. Na chłodniejsze dni przyda się szal w kolorowe azteckie wzory.

6. Kosmetyki - Tuszów do rzęs nigdy dość, a jeśli reklamuje go Freja, której w moim osobistym rankingu nie jest w stanie pobić ani Anja Rubik, ani Cara Delevingne, znak to, że będzie za mną chodził tak długo, aż będzie mój. Moje paznokcie z kolei marzą o neonie - najchętniej w odcieniu koralowym. Ponieważ neonowy lakier po kilku tygodniach odejdzie na dno pudełka, kupię jakiś za 4 zlote u chińczyka. Ciekawostką na temat Galerii Solnej w Inowrocławiu jest to, że obok sieciówek (z większością asortymentu "made in China"), Douglasa z drogimi, oryginalnymi perfumami jest autentyczny chińczyk z ubraniami, milionem drobiazgów i pierdółek, tanimi kosmetykami i podróbkami perfum.

7. Książka na wakacje - Właśnie skończyłam czytać najnowszą powieść Eduardo Mendozy "Awantura o pieniądze albo życie" i szczerze ją Wam polecam. Teraz mam olbrzymią chrapkę na najnowszego Stephena Kinga i jego "Joyland". Nigdy nie lubiłam wesołych miasteczek;-). Jeśli myślicie o tym samym, polecam zakup w księgarni Matras, gdzie aktualnie można tą książkę nabyć o wiele taniej niż w Empiku.

No i to by było na tyle. Ciekawa jestem, jak Wy przygotowujecie się do wyprzedaży, na co polujecie?

wtorek, 18 czerwca 2013

No i pupa z tym

"Dziewczyna Pikeja nie zazna nigdy snu..." - mogłabym dzisiaj zaśpiewać, ale życie nauczyło mnie nigdy nie mówić nigdy,  szczególnie w temacie wirtualnych wirusówek. Nie mogłam się dzisiaj opędzić na swoim Facebooku od widoku tych, słynnych już na cały Pudelek... pośladków. I w obawie przed tym, że się przyśnią takie blade i płaskie, postanowiłam podzielić się z Wami refleksją.

Bo tak sobie myślę: Biedna dziewczynka. Podnieciła się myślą o wielkiej imprezie, na którą miała przybyć cała "warszafka" i okolice. Nie ukrywajmy, Pikej to nie Kasia Zielińska. Nie dostaje stu zaproszeń dziennie. I w głowie (bo nie chciałabym nadużywać w tym kontekście słowa "umysł") dziewczyny pojawiła się myśl, że to może być ta jedna, jedyna szansa - szansa na karierę pokroju wielkiej i zasłużonej celebrytki - Natalii Siwiec. To może być jej mecz, ten stadion. Już widziała te okładki "Gali" czy "Superaka", propozycje sesji na koniu, kanapy wszelkich śniadaniówek, a może nawet jurorowanie w "Top model" czy intratna sprzedać sex-taśmy. Tak, postanowiła wkroczyć na dywany szołbiznesu od d... strony. Co  w tym dziwnego? Kto nie próbuje w tych trudnych czasach? Bezrobocie, czy raczej jego widmo dosięga nawet celebrytów. Inni też próbują od tej samej strony, choć może nie tak obrazowo i w 3D. Zresztą, liczne publikacje i komentarze świadczą o tym, że się udało.  Lada moment jej naśladowczynie pójdą jej śladem."She cant't sing, she can't dance, but who cares..."

Do tej pory najsłynniejszą pupą w szołbiznesie była słynna na cały świat pupa Pippy, która jednak ukazała nam się okryta bielą sukni. Dyskutowano o niej długo i soczyście, a jej właścicielka nawet ponoć jakąś książkę popełniła. Lata świetlne wcześniej świat ogarnął szał na punkcie pośladków Jennifer Lopez. Swoje też w tym temacie zrobiła "Lambada". Nie można też zapomnieć o tym, że pupa kiedyś po mistrzowsku rozgrywającej rodzimy "szołbiz" Dody uświetniła nawet pokaz mody. Pupa dziewczyny Pikeja żyje dziś własnym życiem i lada moment dołączy do ekipy pup z reklamy pewnego specyfiku na hemoroidy. Smutne, że dziewczyna pokazała tyle, a wciąż znana jest jako dziewczyna Pikeja (nawet wśród tych, którzy podobnie jak ja, nie mają bladego jak owa pupa pojęcia, kto to jest ten Pikej i czym się w polskiej kulturze czy rozrywce zasłużył). Jak ma na imię? Podobno Patrycja.

I nie ma co krytykować, czy się oburzać;-) Każdy orze jak może. Do szołbłękitnego królestwa droga prowadzi przez wąską szczelinę - granicę smaku, która wielokrotnie została już przekroczona. I nie miejmy raz jeszcze przekroczona będzie.

PS: Tak, stało się. Będą na tym blogu teksty o "szołbizie", ale o modzie będzie więcej. Obiecuję.

piątek, 14 czerwca 2013

I co z tego, że Marant?

Wiecie już, że kolejną projektancką kolekcję dla H&M przygotuje Isabel Marant. TA Isabel Marant, projektantka niemal kultowa, wielbiona słusznie na całym świecie. W dniu, kiedy to ogłoszono, Isabel została "Miss Żółtego" - mówiono o niej dużo, wszędzie, do wszystkich i za każdym razem w entuzjastycznych komunikatach. Przez moment i ja byłam w tej ekstazie i zastanawiałam się, czy jest sens być tysiąć którąś blogerką piszącą manifest pochwalny i rozpływającą sie w wyobraźni na temat kolekcji. Po jakiejś godzinie ekstaza opadła niczym poranna mgła, a po wizycie w galerii narodziło się... rozczarowanie. Marant, naprawdę?

Żeby wszystko było jasne: Uwielbiam Isabel Marant za jej kolekcje za prostotę, uniwersalność i bezpretensjonalność. Poza kolekcją kowbojską, nie mam wątpliwości, że 32-latka może w niej odnaleźć swój styl. "O co ci w takim razie kobieto chodzi?" - zapytacie. Skąd to rozczarowanie? 

Kolekcje Isabel Marant odnajduję w każdym sezonie, niemal w każdej sieciówce. Nie tylko H&M, ale i Zara, Mango, Stradivarius, etc.,   w mniejszym lub większym stopniu inspirują się stylem Francuzki, jak i konkretnymi elementami kolekcji. Jedni się inspirują, inni bezczelnie kopiują, a my łykamy haczyk i kupujemy. Sneakersów na koturnach dostępnych od sklepów obuwniczych po hipermarkety mam z jednej strony po kokardę, a z drugiej - wciąż nie przeszła mi na nie chęć. Kowbojskie koszule, zgrabne sukienki, czy topy z numerkiem... Wszystko, co spod ręki Marant stało się hitem, pojawiało się w jednej lub kilku sieciówkach. I tak będzie nadal. Nie zdziwię się, jeśli kolekcję Marant dla H&M w swoim asortymencie będą miały także inne sieciówki, a nawet sam H&M -  sezon później w niższych cenach.

A co wyróżni kolekcję Marant dla H&M dostępną od 14 listopada w kilku salonach sieciówki w Polsce? Zapewne zaporowe ceny. Może nieco lepsze tkaniny, choć i dziś w repertuarze sieciówki w tych samych cenach można dostać zarówno kiczowaty polyester, jak i bawełnę czy wiskozę, len, etc. Coś więcej? Nie sądzę.

Projektantka nie może wyjść poza swój bezpieczny styl, na pewno nie w kolekcji dla h&m. Nie stanie się awangardowym Margielą, czy "babciowatą" Marni, bo H&M zatrudniając tak komercyjną projektantkę liczy, a wręcz zastrzega sobie w kontrakcie, że ta pozostanie sobą, dzięki czemu kolekcja sprzeda się na pniu, w przeciwieństwie do poprzednich, a kilka tysięcy fashionistek, w tym kilkanaście szafiarek połamie sobie pazurki w ciężkiej walce o kawałek szmatki z metką "Marant". H&M ma tą pewność, że od momentu ogłoszenia tej współpracy będziemy wzdychać i "ochać", wyobrażać sobie tą kolekcję, śnić o niej i odkładać na nią pieniądze omijając konkurencyjne sieciówki szerokim łukiem.

I powiem Wam, że jestem zaskoczona tym, że tylko ja jestem ta współpracą najzwyczajniej rozczarowana i szczególnie na nią nie czekam. Bo w przeciwieństwie do Marni, czy Margieli nie uruchomi naszej kreatywności ani pomysłowości blogerek modowych. Nie wpłynie na styl miejskich ulic, bo Isabel Marant ma na niego wpływ od wielu sezonów. Jestem za to absolutnie pewna, że stylizacje z poszczególnymi elemetami kolekcji zaleją nasze czytniki do znudzenia, a kilka pewnie przeje nam się, zanim trafi do sprzedaży. Isabel Marant dla H&M to nic nowego w naszych czasach, choć w dobie kryzysu to doskonałe posunięcie sieciówki. 

"Schlebia mi ta współpraca. H&M pracuje z najlepszymi projektantami i zaproszenie mnie do tego grona jest ogromnym zaszczytem. Moim celem jest stworzenie czegoś praktycznego, co kobiety będą chciały nosić na co dzień i będą nosiły to z pewną nonszalancją. Myślę, że taka nonszalancja jest bardzo paryska: ubieramy się nie zwracając zbytniej uwagi na to, co na siebie wkładamy, a i tak wyglądamy bardzo sexy. Takim duchem przesiąknięta jest moja kolekcja. Wszystko można ze sobą łączyć zależnie od instynktu; postrzegam modę jako coś bardzo indywidualnego" – mówi Isabel Marant. I cudownie. Szkoda tylko, że gdyby nie metka i nieco wyższe ceny oraz kampania marketingowa, w które i ja za sprawą tego tekstu uczestniczę, ta kolekcja nie wyróżniłaby się na tle standardowego asortymentu h&m. Najprawdopodobniej i tak zawiśnie obok ubrań inspirowanych świetną kolekcją Marant na jesień i zimę.

środa, 5 czerwca 2013

Anja Rubik - w stylu Top Model

Już za kilka godzin poznamy trzecią polską "Top model" (dwie poprzednie ledwo pamiętam). Na tą okoliczność do kraju przyleciała top modelka bez cudzysłowu - Anja Rubik. Ledwo wyszła na ulicę, a już zdążyła zachwycić. Ok., nie wszystkich - mówię za siebie. Mnie zachwyciła. Zestaw, który skomponowała, jest absolutnie genialny, a jednocześnie prosty i wygodny. Fantastycznie, że Anja postawiła na polskie marki - MMC czy Local Heroes. Dla tych, którzy w polskich metkach skrycie się kochają, ale których wciąż na nie nie stać, dobra wiadomość - podobny zestaw można stworzyć z ubrań sieciówkowych. W swoich poszukiwaniach ograniczyłam się do sieciówek dostępnych w otwartej niedawno pierwszej galerii w Inowrocławiu, więc musiałam darować sobie Zarę czy Mango, ale misja i tak zakończyła się sukcesem. Nie znalazłam jedynie czapki, która mogłaby zastąpić "Bad hair day". Może dlatego, że marzy mi się po cichu malutki butik z polskimi markami w przystępnych cenach...
Look like Anja