Jak głosi mądrość ludowa i jedno z
najpopularniejszych zagadnień podejmowanych przez magazyny i blogi
lajfstajlowe, śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. Od tego, czy i co
zjemy zależy nasze samopoczucie w ciągu całego dnia. Nawet w dietach
przejdą wszelkie dziwactwa, ale jeśli któraś celebrytka chwilowo
specjalizująca się w odchudzaniu przyzna w głębokim sekrecie na antenie
"Dzień dobry TVN", że nie jada śniadania, Dorota Wellman wyciągnie
łyżeczkę z zielonego jogurtu i palnie celebrytkę centralnie w malowany i
wyfotoszopowany łeb. Śniadanie to źródło energii, z którego czerpiemy
do wieczora. A może i dłużej.
Po tym wstępie a la Magda Gessler, zaskoczę was pewnie informacją, że nie jest to blog śniadaniowy - ani o śniadaniach, ani o modzie na śniadanie tu nie przeczytacie. Nie planuję też wklejać słodkich fotek jajecznicy, gofrów, czy kawusi z pianką, bo moje zmysły budzą się koło południa, a w związku z tym śniadania w moim wykonaniu nie są ładne i nie nadają się do publikacji. Będzie tu blog o modzie, nie o jedzeniu, choć te dziedziny życia wcale się nie wykluczają, jak twierdzą niektórzy. Tak, jak śniadanie jest źródłem energii na cały dzień, tak ten blog dawał Wam będzie modowe paliwo na dzień, tydzień, sezon. Tak jak śniadanie będzie urozmaicony i wieloskładnikowy, ale i jak śniadanie, będzie prosty i smaczny. Raz na słodko, innym razem na ostro. Będzie co poczytać i pooglądać z rana, do kawy, ale nie obrażę się, gdy będziecie zaglądać tu też w ciągu dnia, a nawet wieczorem. Czujcie się, jak u siebie.
Kiedy zaczynałam prowadzić swojego poprzedniego bloga, planowałam wyrobić sobie markę, pióro, niepowtarzalny styl. Po kilku latach myślę, że styl jest, pomysłów nie brakuje, ale tamto miejsce, tamten format się wyczerpał. Powoli zaczynałam się w nim jako blogerka kisić. Potrzebowałam nowego rozdziału. Nowej karty, na której łatwiej będzie mi znaleźć tą właściwą drogę dotarcia do czytelników. Zaczynając blogować, marzyłam też o pracy w redakcji jakiegoś modowego magazynu, choćby Elle. Dziś już o tym nie marzę i wcale nie dlatego (droga Marto), że podczas swojego pobytu w Łodzi usłyszałam od jednej z osób, że się do tej roboty nie nadaję. Może ona miała rację, ale nie w tym rzecz. Dziś jest tyle redakcji, tyle magazynów, a większość z nich traktuje modę pobieżnie i nie rzadko źle podpisuje zdjęcia. Gdy odbywa się pokaz polskiego projektanta, najważniejsze jest, kto na nim był i jakie serwowano drinki, a nie co było na wybiegu. Nawet, gdy było tam źle, to opublikowana recenzja zawsze jest pochwalną laurką, bo a nuż projektant nie zaprosi na kolejny pokaz i nie podaruje trendy t-shirtu wartego parę stówek (w mniemaniu projektanta). Panie Redaktor czytelniczki często traktują z góry. Z tym większej, im dalej czytelniczki mają do Warszawy. Czytając tekst w takim magazynie czuję się kompletnie pozbawioną gustu idiotką, a słoma z butów kłuje mnie w pięty. Nie wiem, czy dlatego, że mam do Warszawy daleko, taki stosunek do czytelnika jest mi obcy, a za t-shirt za parę stówek podziękuję. Zresztą, i tak nie mam go czym sfotografować, więc by się zmarnował. Możecie być pewni, że będę szczera. Czasem do bólu, ale sami rozumiecie... ta słoma;-)
Kiedy myślę sobie o moim poprzednim blogu, najlepsza rzecz, jaką mu zawdzięczam poza wąskim, ale wiernym gronem czytelników (dajcie znak, że jesteście) to wspomniany już wyjazd na polski feszyn łik do Łodzi. Przytłoczyło mnie to wydarzenie potwornie, aż sama byłam w szoku. Nie umiałam się tam odnaleźć na tyle, że nie byłam w stanie skleić najprostszego tekstu. Może dlatego, że był to mój pierwszy wyjazd gdziekolwiek od kilku lat. Zbyt wiele sobie po nim obiecałam i zbyt wiele od siebie oczekiwałam. W dodatku, zaraz po przyjeździe skaleczyłam się w opuszek palca żyletką, która zawieruszyła się w torbie podróżnej i przez pierwsze godziny pobytu próbowałam to jakoś ukryć. Przez to pewnie dodatkowo wyszłam na dziwaczkę, ale w tym środowisku to przecież atut. Mimo to, nie żałuję i uważam tamte dni za cenne doświadczenie dla mnie, jako blogerki modowej. Wierzę, że ten blog za jakiś czas również zasłuży sobie na udział w wydarzeniach związanych z modą polską, a nawet nie tylko, a wtedy będę bogatsza o to łódzkie doświadczenie.
Dosyć
przemówień i planów, czas się zabrać do pracy. Nie krępujcie się
komentować, dyskutować, a nawet krytykować. Wasze zdanie ma dla mnie
znaczenie. Jeśli chcecie o czymś przeczytać, macie jakieś pytania,
piszcie. To miejsce jest dla Was.
PS:
Pewnie nurtuje Was pytanie, dlaczego w adresie bloga są dwie kreski
między fashion a breakfast? Bo jestem przy nadziei i
będę się starała, by wynik waszych wizyt na tym blogu był za każdym
razem pozytywny. Z Waszą pomocą i moimi pomysłami, Fashion Breakfast
przerodzi się w tętniące modą miejsce, którego brakuje w polskiej
modowej
blogosferze.Wybaczcie, że nie uderzę butelką szampana w monitor, ale to
mój jedyny sprzęt, jednak blog "Fashion -- Breakfast" uważam za otwarty.
Trzymam kciuki, bardzo mi się podobał "Wybieg Kary". więc na pewno będę regularnie zaglądać!
OdpowiedzUsuń