poniedziałek, 31 grudnia 2012

Spódniczka idealna poszukiwana

Perfect black skirt
Czarna spódniczka to jeden z najbardziej podstawowych elementów kobiecej garderoby, z którym oswajane jesteśmy od pierwszej klasy szkoły podstawowej, jeśli nie od przedszkola. Mogłoby się więc wydawać, że z zakupem jej idealnego modelu nie powinno być problemów. Niezależnie od sezonu, każda szanująca się, a przede wszystkim swoje klientki, sieciówka powinna mieć w swojej ofercie przynajmniej dwa modele czarnej spódniczki, z czego minimum jeden powinien być dobrej jakości. Taki picuś glancuś w kategorii spódniczek, że mucha nie siada.

Jestem aktualnie w dużej potrzebie spódniczkowej. Być może od stycznia rozpocznę pracę, w której czarna spódniczka przed kolana będzie elementem mojego stroju roboczego. Powinna więc być ładna i wygodna, ale bez sezonowych fajerwerków. Licząc na wyprzedażowe okazje, ruszyłam dzisiaj z rana do trzech sieciówek na krzyż, które znajdują się w moim mieście. I już po wizycie w pierwszej, mina mi zrzedła. Kolorowych sezonowych szmatek (równie sezonowej jakości) po kokardę, "bejziki" wymiotło. Znaleźć jakąkolwiek czarną spódnicę jest trudno, jakby jutro był pierwszy września, a nie stycznia, a już znaleźć ideał to zadanie niewykonalne dla najbardziej cierpliwej agentki. Już chyba łatwiej spotkać idealnego faceta.

Dajmy już spokój idiotycznym przeszyciom w miejscach, gdzie nikt by się ich nie spodziewał. Może projektanci mają taką fantazję, albo maszyny pracują według brytyjskich zasad. Co mam jednak myśleć, kiedy spódniczka na sklepowym wieszaku (teoretycznie więc nowa) wygląda jak po przejściach wigilijnego karpia z Tesco? Pomięta, popruta, zmechacona i z siłą magnezu przyciągająca wszystkie paprochy i kłaki z okolicy? O tkaninach, z jakich je uszyto też dobrego słowa nie powiem. Albo cienkie, półprzejrzyste firanki (nie wierzcie szafiarkom, że to "masthef" - raczej "masthejt"), albo grube to to i twarde, jakbym miała w tej spódniczce pojechać na Alaskę. I co z tego, że kiecka w super okazyjnej cenie - dziesięć złotych mniej niż przed przeceną? 

Zastanawiam się, kto ma klientki za tak naiwne? Manager sklepu z bożej łaski, czy chytre prezesostwo sieci? Wyszłam czym prędzej z tego sklepu, złapałam oddech i wpadłam na myśl, że może znajdę coś w lumpeksie. No i... całe 6zł wyniosła mnie czarna spódniczka z metką H&M. Powiedzcie mi, jakim cudem ciuchy z takimi samymi metkami potrafią lepiej wyglądać w lumpie niż w rodzinnej sieciówce?

Spódniczka wygląda jak nowa, jestem zadowolona z zakupu, ale to wciąż nie jest ideał. Wciąż więc szukam małej czarnej, przed kolana, ale nie mini.  Najlepiej w kształcie trapezu, a la Mary Quant. Jeśli gdzieś taką zobaczycie w rozsądnej cenie, dajcie znak, bo nie ustaję w poszukiwaniach.

niedziela, 30 grudnia 2012

HM na wiosnę 2013

 To już ten czas, gdy sieciówki ujawniają tajemnice swoich wiosennych kolekcji. Niektórych może ten pośpiech denerwować, bo myślami są przy sylwestrowych tiulach i brokatach, ale uwierzcie mi - gdy przyjdzie mroźna i śnieżna zima, milej będzie ją przetrwać wiedząc, co narzucimy na siebie wiosną i jak będziemy w tych ciuchach pięknie wyglądać. Nie mam złudzeń - w wiosennej kolekcji H&M nie będę prezentować się tak pięknie jak Magdalena Frąckowiak, ale na szczęście tak zjawiskowo pięknych kobiet jest niewiele. Podobno to Gisele Bundchen jest modelką, która może sprzedać wszystko. Może tak, nie wiem, ale w moim przypadku to Magdalena jest w stanie namówić mnie na wszystko. Na szczęście, z wyczuciem wybiera kampanie, którym oddaje swoją twarz elfa. A jaka jest sama wiosenna kolekcja H&M na rok 2013? Oczywiście, sesja z Magdą to tylko jedna z jej twarzy, ale coś czuję, że nie wytrzymam do maja, kiedy to w moim mieście w końcu otworzą H&M i wcześniej wybiorę się do Bydgoszczy. Tym bardziej, że elementy z tych zdjęć podobno już pojawiają się na sklepowych wieszakach. Szykuje nam się wiosna w bieli i czerni, bardzo graficzna i w stylu lat 60. W sieciówkowych kolekcjach możemy spodziewać się sporej ilości "bejzików". Biel i czerń to świetna opcja dla każdego rozmiaru i typu urody i wbrew nazwie jest wielowymiarowa. Ja mam olbrzymią ochotę na biało-czarne paski nawet na sukience, balerinki, pistacjowy sweterek i czarną ramoneskę. A wy?













Źródło

środa, 26 grudnia 2012

ALEXANDER WANG - taniej do 40%


Alexander Wang to jeden z najbardziej rozchwytywanych i kopiowanych projektantów młodego pokolenia. Jego akcje wzrosły jeszcze bardziej tuż po tym, jak ogłoszono, że został dyrektorem kreatywnym domu mody Balenciaga. Jego styl jest rozpoznawalny i pożądany wszędzie, także w Polsce. W związku z tym, mam dla Was dobrą wiadomość. Właśnie rozpoczynają się wyprzedaże i zanim ruszycie do Zary czy H&Mu, może wolelibyście oryginał? Na stronie Alexandra Wanga ruszyła właśnie wyprzedaż do 40%, a projektant wysyła do Polski za 17 Euro. Ceny kolekcji T (czyli bejziki) porównywalne są z tym, co proponuje nam Zara. Kolekcja imienna to już większy wydatek, nie wspomnę o torebkach czy butach, ale jeśli Mikołaj przyniósł Wam gotówkę lub kartę płatniczą, może warto pomyśleć nad takim prezentem. Poniżej kilka moich propozycji i drogowskaz do strony z wyprzedażą.

Buty 448 Euro

Koszula - 139 Euro

Płaszcz - 458 Euro

Sukienka - 108 Euro

Sukienka - 228 Euro

Sukienka - 150 Euro

Sweter - 218 Euro

Torba - 598 Euro
Wyprzedaż u Alexandra Wanga tutaj

Fashion Breakfast

Przystanek Alaska - stylowe Cicely


Northern exposure style
"Przystanek Alaska" to jeden z tych seriali, który mocno wrósł w moją wyobraźnię. Mniej lub bardziej świadomie wracam do niego każdej zimy. Genialnie napisany, fantastycznie zagrany. Aż trudno uwierzyć, że ma już ponad 20 lat. Doskonały także do poszukiwań inspiracji modowych, szczególnie tych zimowych. Mało jest takich seriali, w  których cała akcja dzieje się mroźną zimą, a główne bohaterki więcej zasłaniają niż odsłaniają i nie w głowach im luksusowe metki. By czuć się kobietą na Alasce, przede wszystkim potrzebny jest silny charakter, bo na kobiece modowe sztuczki jest po prostu za zimno. Mieszkanki Cicely to zdecydowanie mocne charaktery - Maggie, Marilyn, Ruth Anne, czy Shelly. Mężczyźni z reguły gorzej znoszą mrozy, choć natura wyposażyła ich w grubszą skórę i owłosienie, jednak starają się stwarzać pozory. I są w tym uroczy. Któraż z czytających mnie dziewcząt około trzydziestki nie kochała się choćby przez chwilę w radiowcu Chrisie? Ed, który sprawiał wrażenie, jakby ciągle był "pod wpływem",  może nie był dla Chrisa konkurencją, ale kurtkę miał fajną. Doktor Fleischman kojarzy mi się zaś nieodmiennie z garniturkiem i puchową kurtką z futrzanym kołnierzem. Generalnie, mimo że moda z "Przystanku Alaska" była zimowa i ciepła, nie można odmówić jej kolorów.  Futerka, indiańskie wzory i kraciaste koszule to zdecydowanie to, czego trzeba nam zimą, a wierzę, że ta prawdziwa do nas przyjdzie.






niedziela, 23 grudnia 2012

Kożuchowska czy Rihanna, czyli dziurawy golf od Alexandra Wanga

Dziurkowany golf od Alexandra Wanga to jeden z najbardziej charakterystycznych elementów jesiennych kolekcji. W rankingu popularności przegrał wprawdzie z zieloną bluzą Kenzo i kozakami Givenchy, ale i tak wiele kobiet chciałoby go mieć w swojej szafie i być w nim fotografowaną. Jeszcze bardziej niż na ulicę nadaje się na okładki magazynów. Najpierw w "Harper's Bazaar" Camilla Akrans sfotografowała w jego białej wersji Rihannę, a całkiem niedawno w czarnej opcji na okładce "Fashion Magazine" pojawiła się Małgorzata Kożuchowska. I może to moje specyficzne uprzedzenie do tej aktorki, ale jak dla mnie starcie z Rihanną Kożuchowska przegrała z kretesem. Z tym golfem jest bowiem tak, że nie wystarczy go założyć, żeby stać się "It girl" i wywołać okładkowy "Wow efekt". Trzeba coś z nim zrobić, jakoś go rozciągnąć, przeciągnąć, ograć, żeby zaczął żyć swoim życiem (nie ze scenariusza amerykańskiego horroru). W innym razie jest tak, że nosząca go chce zrobić wrażenie: "Patrzcie, mam ten kultowy golf od Wanga. Podziwiajcie i zazdrośćcie" podczas gdy mijający ją pukają się w czoło myśląc: "Golf ze spłaszczonymi dziurami zimą? Chcesz się kobieto gruźlicy nabawić?

Małgorzata Kożuchowska z podrasowanymi fotoszopem oczami zrobiła na okładce "Fashion Magazine" niewiele mówiącą minę. Jedną piąstkę przyłożyła sobie do boczku, drugą do ucha i tyle. Cokolwiek by na siebie założyła, efekt byłby podobny. Jeżeli podczas sesji próbowała różnych póz, a wybrano to zdjęcie, to smutne. Nie wiem, co autor miał na myśli, nie wiem, co modelka miała na myśli. Szkoda golfu. I gdybym miała w kieszeni ostatnie 20 złotych i miałabym ochotę kupić sobie jakiś magazyn o modzie, to na podstawie okładki, nie sięgnęłabym po "Fashion Magazine".

Wang turtleneck and...
Natomiast gdybym miała jakimś przypadkiem wolne 755 Euro, kupiłabym sobie ten golf, chociażby tutaj.

sobota, 22 grudnia 2012

Cara Delevingne dla DKNY


To zdecydowanie był jej rok - kampania Burberry, Dsquared2, Chanel, pokaz Victoria's Secret, rola w "Annie Karenina", tytuł modelki roku. I nie mam wątpliwości, że także 2013 będzie należał do zwariowanej Cary Delevingne i jej niesamowitych brwi. Mogą o tym świadczyć chociażby powoli ukazujące się kampanie promujące kolekcje wiosenne. Reserved zaprosiło Carę do Miami (na efekty sesji wciąż czekamy), Donna Karan - zgodnie z nazwą swojej młodszej kolekcji - do Nowego Yorku. Jej wiosenna kolekcja łącząca styl lat 90 z akcentami sportowymi idealnie wpisuje się w tętniące życiem zabiegane miasto, a Cara sprawia wrażenie, jakby się tam urodziła. Można odnieść wrażenie, że to bohaterka nowego serialu, która bez problemu dokopałaby Blair i Serenie, za to zaprzyjaźniłaby się szybko z Carrie B. Łączenie elegancji ze sportowym luzem to jeden z najmocniejszych wątków w modzie ostatnich sezonów. Projektanci powoli zaczynają rozumieć, że wygoda ma dla nas równie duże znaczenie, co estetyka i jakość wykonania. Sportowe dodatki - buty, plecaki, słuchawki odpowiednie dawkowane w połączeniu z naturalnymi brwiami a la Cara odmłodzą nas bardziej naturalnie niż ostrzykiwanie botoksem. Dlaczego więc z tego nie korzystać?





Autorem zdjęć jest  Patrick Demarchelier. Źródło

Przy okazji, wybrałam dla Was najciekawsze moim zdaniem zestawy z kolekcji młodzieżowej, które spokojnie będą pasować i dla młodzieży 30+ :

All white

Denim&white

Black&white&sport



Źródło zdjęć: style.com

FASHION BREAKFAST - Prolog

Jak głosi mądrość ludowa  i jedno z najpopularniejszych zagadnień podejmowanych przez magazyny i blogi lajfstajlowe, śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. Od tego, czy i co zjemy zależy nasze samopoczucie w ciągu całego dnia. Nawet w dietach przejdą wszelkie dziwactwa, ale jeśli któraś celebrytka chwilowo specjalizująca się w odchudzaniu przyzna w głębokim sekrecie na antenie "Dzień dobry TVN", że nie jada śniadania, Dorota Wellman wyciągnie łyżeczkę z zielonego jogurtu i palnie celebrytkę centralnie w malowany i wyfotoszopowany łeb. Śniadanie to źródło  energii, z którego czerpiemy do wieczora. A może i dłużej.

Po tym wstępie a la Magda Gessler, zaskoczę was pewnie informacją, że nie jest to blog śniadaniowy - ani o śniadaniach, ani o modzie na śniadanie tu nie przeczytacie. Nie planuję też wklejać  słodkich fotek jajecznicy, gofrów, czy kawusi z pianką, bo moje zmysły budzą się koło południa, a w związku z tym śniadania w moim wykonaniu nie są ładne i nie nadają się do publikacji. Będzie tu blog o modzie, nie o jedzeniu, choć te dziedziny życia wcale się nie wykluczają, jak twierdzą niektórzy. Tak, jak śniadanie jest źródłem energii na cały dzień, tak  ten blog dawał Wam będzie modowe paliwo na dzień, tydzień, sezon. Tak jak śniadanie będzie urozmaicony i wieloskładnikowy, ale i jak śniadanie, będzie prosty i smaczny.  Raz na słodko, innym razem na ostro. Będzie co poczytać i pooglądać z rana, do kawy, ale nie obrażę się, gdy będziecie zaglądać tu też w ciągu dnia, a nawet wieczorem. Czujcie się, jak u siebie.

Kiedy zaczynałam prowadzić swojego poprzedniego bloga, planowałam wyrobić sobie markę, pióro, niepowtarzalny styl. Po kilku latach myślę, że styl jest, pomysłów nie brakuje, ale tamto miejsce, tamten format się wyczerpał. Powoli zaczynałam się w nim jako blogerka kisić. Potrzebowałam nowego rozdziału. Nowej karty, na której  łatwiej będzie mi znaleźć tą właściwą drogę dotarcia do czytelników. Zaczynając blogować, marzyłam też o pracy w redakcji jakiegoś modowego magazynu, choćby Elle.  Dziś już o tym nie marzę i wcale nie dlatego (droga Marto), że podczas swojego pobytu w Łodzi usłyszałam od jednej z osób, że się do tej roboty nie nadaję. Może ona miała rację, ale nie w tym rzecz. Dziś jest tyle redakcji, tyle magazynów, a większość z nich traktuje modę pobieżnie i nie rzadko źle podpisuje zdjęcia. Gdy odbywa się pokaz polskiego projektanta, najważniejsze jest, kto na nim był i jakie serwowano drinki, a nie co było na wybiegu.  Nawet, gdy było tam źle, to opublikowana recenzja zawsze  jest pochwalną laurką, bo a nuż projektant nie zaprosi na kolejny pokaz i nie podaruje trendy t-shirtu wartego parę stówek (w mniemaniu projektanta).  Panie Redaktor czytelniczki często traktują z góry. Z tym większej, im dalej czytelniczki mają do Warszawy. Czytając tekst w takim magazynie czuję się kompletnie pozbawioną gustu idiotką, a słoma z butów kłuje mnie w pięty. Nie wiem, czy dlatego, że mam do Warszawy daleko, taki stosunek do czytelnika jest mi obcy, a za t-shirt za parę stówek podziękuję. Zresztą, i tak nie mam go czym sfotografować, więc by się zmarnował. Możecie być pewni, że będę szczera. Czasem do bólu, ale sami rozumiecie... ta słoma;-)

Kiedy myślę sobie o moim poprzednim blogu, najlepsza rzecz, jaką mu zawdzięczam poza wąskim, ale wiernym gronem czytelników (dajcie znak, że jesteście) to wspomniany już wyjazd na polski feszyn łik do Łodzi. Przytłoczyło mnie to wydarzenie potwornie, aż sama byłam w szoku. Nie umiałam się tam odnaleźć na tyle, że nie byłam w stanie skleić najprostszego tekstu. Może dlatego, że był to mój pierwszy wyjazd gdziekolwiek od kilku lat. Zbyt wiele sobie po nim obiecałam i zbyt wiele od siebie oczekiwałam. W dodatku, zaraz po przyjeździe skaleczyłam się w opuszek palca żyletką, która zawieruszyła się w torbie podróżnej i przez pierwsze godziny pobytu próbowałam to jakoś ukryć. Przez to pewnie dodatkowo wyszłam na dziwaczkę, ale  w tym środowisku to przecież atut. Mimo to, nie żałuję i uważam tamte dni za cenne doświadczenie dla mnie, jako blogerki modowej. Wierzę, że ten blog za jakiś czas również zasłuży sobie na udział w wydarzeniach związanych z modą polską, a nawet nie tylko, a wtedy będę bogatsza o to łódzkie doświadczenie.

Dosyć przemówień i planów, czas się zabrać do pracy. Nie krępujcie się komentować, dyskutować, a nawet krytykować. Wasze zdanie ma dla mnie znaczenie. Jeśli chcecie o czymś przeczytać, macie jakieś pytania, piszcie. To miejsce jest dla Was.

PS: Pewnie nurtuje Was pytanie, dlaczego w adresie bloga są dwie kreski między fashion a breakfast? Bo jestem przy nadziei i będę się starała, by wynik waszych  wizyt na tym blogu był za każdym razem pozytywny. Z Waszą pomocą i moimi pomysłami, Fashion Breakfast przerodzi się w tętniące modą miejsce, którego brakuje w polskiej modowej blogosferze.Wybaczcie, że nie uderzę butelką szampana w monitor, ale to mój jedyny sprzęt, jednak blog "Fashion -- Breakfast" uważam za otwarty.