piątek, 14 czerwca 2013

I co z tego, że Marant?

Wiecie już, że kolejną projektancką kolekcję dla H&M przygotuje Isabel Marant. TA Isabel Marant, projektantka niemal kultowa, wielbiona słusznie na całym świecie. W dniu, kiedy to ogłoszono, Isabel została "Miss Żółtego" - mówiono o niej dużo, wszędzie, do wszystkich i za każdym razem w entuzjastycznych komunikatach. Przez moment i ja byłam w tej ekstazie i zastanawiałam się, czy jest sens być tysiąć którąś blogerką piszącą manifest pochwalny i rozpływającą sie w wyobraźni na temat kolekcji. Po jakiejś godzinie ekstaza opadła niczym poranna mgła, a po wizycie w galerii narodziło się... rozczarowanie. Marant, naprawdę?

Żeby wszystko było jasne: Uwielbiam Isabel Marant za jej kolekcje za prostotę, uniwersalność i bezpretensjonalność. Poza kolekcją kowbojską, nie mam wątpliwości, że 32-latka może w niej odnaleźć swój styl. "O co ci w takim razie kobieto chodzi?" - zapytacie. Skąd to rozczarowanie? 

Kolekcje Isabel Marant odnajduję w każdym sezonie, niemal w każdej sieciówce. Nie tylko H&M, ale i Zara, Mango, Stradivarius, etc.,   w mniejszym lub większym stopniu inspirują się stylem Francuzki, jak i konkretnymi elementami kolekcji. Jedni się inspirują, inni bezczelnie kopiują, a my łykamy haczyk i kupujemy. Sneakersów na koturnach dostępnych od sklepów obuwniczych po hipermarkety mam z jednej strony po kokardę, a z drugiej - wciąż nie przeszła mi na nie chęć. Kowbojskie koszule, zgrabne sukienki, czy topy z numerkiem... Wszystko, co spod ręki Marant stało się hitem, pojawiało się w jednej lub kilku sieciówkach. I tak będzie nadal. Nie zdziwię się, jeśli kolekcję Marant dla H&M w swoim asortymencie będą miały także inne sieciówki, a nawet sam H&M -  sezon później w niższych cenach.

A co wyróżni kolekcję Marant dla H&M dostępną od 14 listopada w kilku salonach sieciówki w Polsce? Zapewne zaporowe ceny. Może nieco lepsze tkaniny, choć i dziś w repertuarze sieciówki w tych samych cenach można dostać zarówno kiczowaty polyester, jak i bawełnę czy wiskozę, len, etc. Coś więcej? Nie sądzę.

Projektantka nie może wyjść poza swój bezpieczny styl, na pewno nie w kolekcji dla h&m. Nie stanie się awangardowym Margielą, czy "babciowatą" Marni, bo H&M zatrudniając tak komercyjną projektantkę liczy, a wręcz zastrzega sobie w kontrakcie, że ta pozostanie sobą, dzięki czemu kolekcja sprzeda się na pniu, w przeciwieństwie do poprzednich, a kilka tysięcy fashionistek, w tym kilkanaście szafiarek połamie sobie pazurki w ciężkiej walce o kawałek szmatki z metką "Marant". H&M ma tą pewność, że od momentu ogłoszenia tej współpracy będziemy wzdychać i "ochać", wyobrażać sobie tą kolekcję, śnić o niej i odkładać na nią pieniądze omijając konkurencyjne sieciówki szerokim łukiem.

I powiem Wam, że jestem zaskoczona tym, że tylko ja jestem ta współpracą najzwyczajniej rozczarowana i szczególnie na nią nie czekam. Bo w przeciwieństwie do Marni, czy Margieli nie uruchomi naszej kreatywności ani pomysłowości blogerek modowych. Nie wpłynie na styl miejskich ulic, bo Isabel Marant ma na niego wpływ od wielu sezonów. Jestem za to absolutnie pewna, że stylizacje z poszczególnymi elemetami kolekcji zaleją nasze czytniki do znudzenia, a kilka pewnie przeje nam się, zanim trafi do sprzedaży. Isabel Marant dla H&M to nic nowego w naszych czasach, choć w dobie kryzysu to doskonałe posunięcie sieciówki. 

"Schlebia mi ta współpraca. H&M pracuje z najlepszymi projektantami i zaproszenie mnie do tego grona jest ogromnym zaszczytem. Moim celem jest stworzenie czegoś praktycznego, co kobiety będą chciały nosić na co dzień i będą nosiły to z pewną nonszalancją. Myślę, że taka nonszalancja jest bardzo paryska: ubieramy się nie zwracając zbytniej uwagi na to, co na siebie wkładamy, a i tak wyglądamy bardzo sexy. Takim duchem przesiąknięta jest moja kolekcja. Wszystko można ze sobą łączyć zależnie od instynktu; postrzegam modę jako coś bardzo indywidualnego" – mówi Isabel Marant. I cudownie. Szkoda tylko, że gdyby nie metka i nieco wyższe ceny oraz kampania marketingowa, w które i ja za sprawą tego tekstu uczestniczę, ta kolekcja nie wyróżniłaby się na tle standardowego asortymentu h&m. Najprawdopodobniej i tak zawiśnie obok ubrań inspirowanych świetną kolekcją Marant na jesień i zimę.

1 komentarz:

  1. Myślę, że jest w tym trochę racji, ale i tak wszyscy polecimy do sklepów (jeśli będziemy tymi szczęśliwcami, których miasta będą gościć tę kolekcję) i kupimy coś w dużej części dlatego, że ma to nieszczęsne Marant na metce. C'est la vie. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń